Backstreet Boys są trochę jak wino. Tyle, że otwarte. Człowiek zajrzy w butelkę z rozpędu, choć zawartość już dawno zwietrzała. A jednak powracają jak bumerang. Karykaturalni jak ostatnie odcinki True Blood, wiecznie żywi jak Lenin. Trochę, jakby czas się zatrzymał. Za parę dni znów u nas zagrają. Ewrybady, Backstreet’s Back.